Zapraszamy na spacer po ursynowskich zakamarkach ze zwycięzcą konkursu Michałem Sadowskim.
Urodziłem się w roku 1990. Co za tym idzie, lata 90. to dla mnie wczesne dzieciństwo, a Warszawa tej dekady to w mojej optyce przede wszystkim najbliższa okolica, ursynowskie osiedle Jary. Planowane od lat 60., budowane od 1975 roku, samo w sobie nie stanowi produktu lat 90., jednak czasy odcisnęły na nim ogromne piętno i do tej pory są mocno widoczne. 1. Stacja metra Ursynów Komunikacyjny kręgosłup Warszawy, bez którego podróż przez miasto wydaje się dziś niewyobrażalna, w 1995 r. otworzył swoje podwoje. W pamięci dziecka lśniące nowością stacje i wagony produkcji radzieckiej wydawały się szczytem techniki, a sunąca niespiesznie winda (do tej pory ta sama) stanowiła ogromną atrakcję. Zdejmowanie folii z siedzeń podczas pierwszej podróży również głęboko zapadało w pamięć. Koncepcja wystroju stacji zmieniała się wraz z postępującym kryzysem i ostateczna jego forma, operująca tylko kolorem i rytmem prostych geometrycznych kształtów płytek, wyłoniła się dopiero na przełomie lat 80./90. (jeszcze w 1987 r. na niektórych stacjach przymierzano bardziej figuralne dekoracje). Ursynów do tej pory pozostaje estetycznie moją ulubioną stacją warszawskiego metra. Z reliktów lat 90.: w posadzce przy rzędach standardowych dziś bramek-kasowników, można jeszcze wypatrzeć ślady po obowiązującym do 2001 rozwiązaniu: szeregu poręczy z kasownikami do papierowych biletów. 2. al. KEN 98 Wychodzimy na wschodnią stronę metra i od razu naszym oczom ukazuje się architektoniczne podsumowanie istoty północnego Ursynowa lat 90., czyli nie zawsze zgrabnej symbiozy planowanego osiedla z gwałtownie wyrastającymi plombami. Dokładnie na osi wyjścia ze stacji widzimy sypiący się mostek, łączący pawilon usługowy (część większej, niepowstałej całości – pasma handlowego które miało ciągnąć się na południe wzdłuż dzisiejszej alei KEN) z wielokondygnacyjnym „nowym blokiem”. Zbudowany z przenikających się brył, z balkonami o nietypowych kształtach i skomplikowanych poręczach oraz z ni to poręczą dla olbrzymów, ni to szkieletową attyką na dachu. Nowe budownictwo lat 90., nie czyniąc żadnych ustępstw w kwestii swojego języka wyrazu, jednocześnie płynnie podłączyło się do układu schodów i kładek sąsiedniego pawilonu. Bardzo fascynującego mnie w dzieciństwie układu, stanowiącego przejaw widocznego wszędzie na Ursynowie modernistycznego dążenia do wydzielenia strumieni komunikacyjnych. Jeśli podejdziemy pod sam mostek i spojrzymy w prawo, zobaczymy na jego końcu nieco inną niż po bokach ścianę – to zamurowana obecnie klatka schodowa, która miała dodatkowo ułatwiać komunikację między poziomami, ale jako lokalizacja chroniąca przed warunkami atmosferycznymi, szybko zmieniła swoją funkcję. Jeśli spojrzymy w lewo, na końcu pasażu zobaczymy schody w dół, prowadzące do dawnego przejścia podziemnego, zamienionego w latach 90. na sklep rowerowy. Wówczas wypełniony, oczywiście, modnymi rowerami górskimi. 3. Surowieckiego 2-8 Przechodzimy na zachód dołem lub górą i wzdłuż ulicy Surowieckiego docieramy do ronda noszącego obecnie imię Budowniczych Ursynowa. Ulica Surowieckiego na odcinku na południe od ronda to dawna ulica Barwna, zachodnia granica zaplanowanego wcześniej osiedla. Dalej na zachód, w pasie ciągnącym się do ulicy Puławskiej, znajdować miały się funkcje inne niż mieszkalne, swoiste zaplecze osiedla. Jednak zmiany społeczne i ekonomiczne w kraju z jednej strony uniemożliwiły realizację tych planów, z drugiej zaś otworzyły drogę do pozaplanowej zabudowy mieszkaniowej. Inwestorami wciąż były spółdzielnie, a technologią – budownictwo wielkopłytowe, dalej bowiem funkcjonowały fabryki domów. Inne były już jednak spojrzenia na urbanistykę i dlatego na zachód od Surowieckiego powstały wielkopłytowe bloki tworzące pierzeję z punktami usługowymi w parterze i wewnętrzne podwórka. Podwórka początkowo dostępne dla wszystkich z zewnątrz i przyciągające m.in. okoliczne dzieci (w tym mnie) rozbudowanym placem zabaw z płynącym strumieniem. Osiedle obecnie niestety jest zagrodzone. Warte uwagi są ciekawe rozwiązania oprawy klatek schodowych, daszków i przejścia pod pionami balkonów, które miały ożywiać fasady kojarzących się źle, bo monotonnie, wielkopłytowych budynków. Warto obejść ten kwartał też od drugiej strony, od ulicy Puławskiej, żeby zobaczyć masywne bramy, zwieńczone wieżyczkami, wyglądające zupełnie jak przygotowane na oblężenie. 4. Romera 9-15 Kontynuujemy drogę na południe, po zachodniej stronie mijając Megasam, flagowy sklep mokotowskiego Społemu, czyli Mokpolu. W latach 90., wraz ze znajdującym się na jego zapleczu bazarkiem, wciąż stanowił punkt ciężkości handlu, miejsce dokonywania codziennych zakupów, mimo pojawiających się nieco dalej supermarketów. Obecnie połowa sklepu dzierżawiona jest innym najemcom, a na bazarze ostały się pojedyncze czynne budki. Po ominięciu nieciekawej plomby która zastąpiła biurowiec z lat 90., zaglądamy jeszcze pod adres Romera 12, gdzie salon samochodowy znajdujący się w blaszaku z przełomu 80./90. uzyskał pod koniec lat 90. dość zaskakującą elewację z ciemnych szyb, robiącą na mnie jako dziecku wrażenie kosmicznej. Dalej przechodzimy już na osiedle, zbudowane w sposób analogiczny do tego z Surowieckiego 2-8. Tu jednak możemy podziwiać po pierwsze wewnętrzny rozkład nie odgrodzonych podwórek, a po drugie oryginalny wygląd płyt elewacyjnych z szarymi kamyczkami. Nieco paradoksalnie ostały się do tej pory bez ocieplenia wyłącznie na tych budynkach – ostatnich w okolicy spośród zbudowanych w tej technologii. Sam czasem zachodzę tam tylko po to, żeby przypomnieć sobie jeszcze jak wyglądały wtedy wszystkie okoliczne bloki. 5. Osiedla po obu stronach parku Jana Pawła II Przechodzimy wzdłuż ulicy Romera (dla nabrania kontekstu możemy przejść wewnętrzną uliczką Cybisa, obserwując jak wygląda wnętrze osiedla zbudowanego zgodnie z pierwotnym planem Ursynowa, a następnie skorzystać z przejścia podziemnego) i wchodzimy do ładnie urządzonego, schludnego parku, który w latach 90. był praktycznie pustą łąką z wydeptanymi piaszczystymi ścieżkami. Możemy zahaczyć o znajdującą się zaraz za parkiem po wschodniej stronie studzienkę oligoceńską, która była w latach 90. punktem odwiedzanym regularnie, nie tylko zresztą przeze mnie („Miałem chwilę, to przyniosłem oligocen mamie” Molesta, "Wiedziałem że tak będzie"). Dochodzimy do placyku z fontanną, żeby przyjrzeć się postmodernistycznemu „ryneczkowi”. Zarówno kościół (z lat 80.) jak i osiedla po bokach, projektował ten sam człowiek, Marek Budzyński, odpowiedzialny również za pierwotny projekt urbanistyczny Ursynowa. Tym samym dochodzimy do klamry, kolejny raz obserwując jak nierozerwalnie i w gruncie rzeczy organicznie splotła się architektura lat 80. i lat 90. w tej małej części Warszawy, w której miałem niewątpliwe szczęście spędzić dzieciństwo.